Tekst był był publikowany w: Zbigniew Rybczyński, Traktakt o obrazie. Poznań 2009.
1
„Ten, kto nigdy, choćby we śnie, nie powziął zamysłu jakiegoś dzieła, które, jeśli zechce, może porzucić, i nie przeżył przygody, jaką jest oglądanie skończonej konstrukcji, wtedy gdy inni widzą zaledwie jej początek; kto nie zaznał entuzjazmu, który przez jedną chwilę płonie o własnej sile, trucizny zrozumienia, skrupułów, chłodu wewnętrznych oporów i tej walki sprzecznych myśli, w której najpotężniejsza z nich i najbardziej uniwersalna powinna zwyciężyć nawet przyzwyczajenia, nawet żądzę nowości; ten, kto na kartce białego papieru nie widział przed sobą obrazu zmąconego tym wszystkim, co możliwe, żalem tych wszystkich znaków, które wykluczy konieczność wyboru; kto w przejrzystym powietrzu nie widział nie istniejącej budowli; kogo nie nawiedzały uporczywie: zawrotny pęd oddalający od zamierzonego celu, niepokój o wybierane środki, przewidywania zwolnionego tempa i rozpacz, wizje kolejnych etapów, rozumowanie rzutowane na przyszłość, określające nawet to, co nie powinno podlegać rozumowaniu w d a n y m m o m e n c i e, ten – niezależnie zresztą od swojej wiedzy – niewiele wie o bogactwie, żyzności i rozległości strefy umysłowej, która opromienia akt świadomego b u d o w a n i a”.
Paul Valéry, Wstęp do metody Leonarda da Vinci
Traktat o obrazie Zbigniewa Rybczyńskiego to bez wątpienia summa – wielu lat pracy, doświadczeń, eksperymentów. Byłbym niesłychanie zarozumiałym i zadufanym w sobie komentatorem, gdym chciał w wyczerpujący sposób odnieść się do wszystkich tez traktatu. Jedyne, co mogę zrobić, to pokusić się o rodzaj przypisów, glosy, krótkiego komentarza, w którym sam sobie zadaję pytanie, czy tak naprawdę rozumiem intencje autora. Czy kiedy w przeszłości kilkakrotnie pisałem(1), rozmawiałem(2) z twórcą Tanga, sam wiedziałem co jest istotą, esencją, sprawczą zasadą kierującą konsekwentną, choć wcale nie oczywistą i prostą do zrozumienia, twórczością Rybczyńskiego. (więcej…)