Widzę, więc myślę
Widzieć, myśleć, być. Technologie mediów. Wybór, wstęp i opracowanie Andrzej Gwóźdź
Tekst był publikowany w „Kinie” 2002, nr 10.
Nie sposób prezentując antologię Widzieć, myśleć, być nie przypomnieć dwóch poprzednich wydawnictw przygotowanych przez Andrzeja Gwoździa: Po kinie?… Audiowizualność w epoce przekaźników elektronicznych ukazało się w roku 1994, Pejzaże audiowizualne. Telewizja. Wideo. Komputer w roku 1997. Choć „komponowaniu” każdego ze wspomnianych tomów przyświecała jakaś naczelna myśl, zasada organizująca (dobrze zresztą eksplikowana przez podtytuły publikacji), to zasadniczo mogą one być traktowane jako uzupełniająca się wzajemnie trylogia. Być może zresztą, z perspektywy tak potraktowanej całości, tracą swą krytyczną moc pojawiające się po publikacji kolejnych części głosy krytyczne odnoszące się do zasadności doboru tekstów przez autora antologii. Podkreślam – autora. Bowiem przy całej swej reprezentatywności dla współczesnej refleksji nad mediami audiowizualnymi, która moim zdaniem jest walorem tychże antologii, Andrzej Gwóźdź nigdy nie pretendował do roli wyroczni w sprawach „kanonu” współczesnego piśmiennictwa poświęconego mediom audiowizualnym. Przeciwnie – zawsze podkreślał, iż każda antologia, niejako naturalną koleją rzeczy, skazana jest na ów autorski „ślad” wynikający z takich a nie innych lektur, osobistych preferencji i zainteresowań, lecz także możliwości wydawniczych.
Gdyby dokonać małego przeglądu statystycznego, to okaże się, że w „trylogii” zamieszczone zostały 53 rozprawy i fragmenty większych całości; wielu (a właściwie zdecydowana większość) autorów tutaj miała swoje polskie „debiuty”. Jak znaczące to były nazwiska wystarczy odwołać się tylko do kilku z nich: Paul Virilio, Jean Baudrillard, Vilém Flusser, Norbert Bolz, Michael Heim, René Berger, Lev Manovich. Ale co ważniejsze, choć jednocześnie smutne, antologie te są właściwie bezkonkurencyjne na polskim rynku, nie tylko przez swą atrakcyjność czysto merytoryczną, a z powodu bardzo prozaicznego – braku konkurencji. Tym większe słowa pochwały należą się ich twórcy. A robota to żmudna, praco- i czasochłonna. Jest jednak, jak się zdaje, specyficzny rodzaj satysfakcji, który można czerpać z tej pracy. Jeśli przejrzy się bibliografie w pracach polskich filmoznawców i medioznawców, ale nie tylko, bo i teoretyków kultury, estetyków, a i socjologów, filozofów, wszystkich tych, którzy z różnych perspektyw „oglądają” współczesna kulturę (nie tylko tą audiowizualną, cyfrową, „medialną”), to jasno widać, iż antologie te stały się po prostu lekturą obowiązkową. Nie sposób w tym miejscu pominąć także waloru edukacyjnego, bowiem antologie te pełnią niejednokrotnie rolę akademickich podręczników, których zresztą w edukacji medialnej ciągle brakuje.
Widzieć, myśleć, być już samym tytułem w ewidentny sposób nawiązuje do refleksji nad techniką i technologią Martina Heideggera. To właśnie w opublikowanym w 1977 roku wyborze jego esejów Budować, mieszkać, myśleć znalazły się dwa kanoniczne teksty, które do dzisiaj przywoływane są przez teoretyków próbujących opisać fenomen funkcjonowania współczesnego świata mediów: chodzi oczywiście o Czas światoobrazu i Pytania o technikę. I to Heideggerowska refleksja właśnie patronowała autorowi antologii, który jednocześnie słusznie podkreśla, iż jest ona również „Bolterowska z ducha”, bo nie kto inny, jak właśnie David J. Bolter w Człowieku Turinga wprowadził pojęcie „technologii definiującej”, którą w wieku XX stał się komputer. Tytuł wprowadzenia Gwoździa (Przez okno technologii) to właśnie odwołanie do tak – po Bolterowsku – rozumianej technologii: jako okna, przez które myśliciele mogą widzieć swoje fizyczne i metafizyczne światy. Nie chodzi jednak o technologię en général, a o jej, być może, najbardziej dziś fascynujący segment związany z widzialnością i widzeniem, które stają się fundamentem, na jakim tworzony jest współczesny świat. To właśnie media operujące widzialnością w zasadniczym stopniu wyznaczają jego społeczne i cywilizacyjne ramy. Nie przez przypadek zatem formuła Cogito ergo video („Myślę, więc widzę”) staje się uniwersalnym hasłem współczesności. Ale można ją także przekształcić i powiedzieć: Video ergo cogito („Widzę, więc myślę”). Odwracalność tej zasady nie jest li tylko retorycznym chwytem, ale ma swoje głębokie uzasadnienie we współczesnym świecie.
Owe filozoficzne konteksty i koneksje wspominam nieprzypadkowo, bowiem pomimo tego, że to technika i technologie widzialności są głównymi bohaterami tomu, to większość tłumaczonych autorów traktuje je w duchu Heideggerowskim – jako owe okna (specyficzny rodzaj narzędzi), przez które oglądać można świat. Owymi oknami w dosłownym i metaforycznym sensie stają się nowe media audiowizualne w bardzo szerokim sensie. Poruszana w tomie problematyka jest niezmiernie rozległa. Nie sposób w tym miejscu choćby pobieżnie przedstawić wszystkich 19 tekstów, z których zdecydowana większość pochodzi z lat dziewięćdziesiątych (wyjątki stanowią: tekst Baudrillarda Porządek symulakrów z 1976, klasyczny już dziś; Comollego Maszyny widzenia z 1980; Jamesona poświęcony wideo w perspektywie postmodernizmu z 1987; Nicholsa piszącego o dziele kultury w epoce systemów cybernetycznych z 1988 i Eidsvika, który opisuje zmiany technologii filmowej w kontekście praktyk wideo z 1988/89). To, co wydaje się charakterystyczne, i w jakiejś mierze odróżnia ten tom od poprzednich, to próba namysłu nie nad wąskimi i szczegółowymi zagadnieniami, jak to miało miejsce poprzednio (choć i takich nie brakuje), ale próba ogarnięcia rzeczywistości medialnej niejako w szerszej perspektywie. Zagadnienia kina, filmu, wideo, telewizji, Internetu, cyberprzestrzeni często omawiane są jako jedna całość technokulturowa, a nie izolowane od siebie obszary. Takie są na przykład teksty Chateau, Virilia, Binkley’a, Sandbothe’a, Manovicha. Z problemów bardziej szczegółowych na uwagę zasługują teksty Bukatmana (kwestia efektów specjalnych w kinie science fiction), Cheshera piszącego o ontologii domen cyfrowych, czy Eleftheriotisa podejmującego kwestię poetyki wideo.
Trzeba przyznać, iż często jest to lektura niełatwa i wymagająca należytej uwagi. Zapewne nie jest to tom przeznaczony dla zupełnych laików, a raczej dla tych czytelników, którzy z „językiem medioznawczym” są już w jakimś stopniu zapoznani. To jednak, co warto podkreślić to fakt, iż w żadnej mierze nie są to propozycje dla tych, którzy doskonale w sposób praktyczny radzą sobie z nowymi technologiami. Bo by pisać o konsekwencjach ich rozwoju potrzebna jest nade wszystko szeroka perspektywa humanistycznego nad nimi namysłu, a nie umiejętność obsługiwania mniej bądź bardziej skomplikowanych interfejsów, programów, narzędzi etc.
Widzieć, myśleć, być. Technologie mediów. Wybór, wstęp i opracowanie Andrzej Gwóźdź. UNIVERSITAS. Kraków 2001, s. 483.