Refleksy i po-widoki. WRO 2015
Tekst był publikowany w: „Format” 2015, nr 71
Przeglądam właśnie imponująco wydane katalogi dwóch poprzednich edycji Biennale Sztuki Mediów – czternastej (Alternative Now, 2011) i piętnastej (Pioneering Values, 2013) oraz trzeci tom Widoku. WRO Media Art Reader poświęcony Istvanowi Kantorowi. Odżywają wspomnienia, nasuwają się rozmaite refleksje dotyczące oglądanych w minionych latach wystaw, performansów, projekcji, koncertów. Refleksy tamtych zdarzeń skłaniają do zadawania pytań o edycję tegoroczną (Test Exposure) – co pozostanie w pamięci w długiej perspektywie wyznaczanej nie przez ciągle jeszcze tkwiące pod powiekami po-widoki prac prezentowanych w tym roku. To także pytanie o to, które z dzieł prezentowanych przez artystów mają szansę na wpisanie się w kolekcję wybitnych osiągnięć sztuki nowych mediów, przez lata budowanego kanonu przez takich twórców jak Roy Ascott, Bill Viola, Lynn Hershman Leeson, Christa Sommerer i Laurent Mignonneau, Critical Art Ensemble, Masaki Fujihata, David Rokeby, Blast Theory, Eduardo Kac…
Kilka dni temu otrzymałem informację, że na festiwalu Ars Electronica w Linzu w tym roku nagrodę za osiągnięcia życia (nowa kategoria utworzona w roku ubiegłym, kiedy otrzymał ją Roy Ascott) nazwaną Visionary Pioneers otrzyma Jeffrey Shaw. Legendarny artysta, pionier sztuki interaktywnej, kurator wielu ważnych wystaw (pamiętna Future Cinema. The Cinematic Imaginary after Film w roku 2002 wraz z Peterem Weiblem), niegdyś dyrektor w Zentrum für Kunst und Medientechologie w Karlsruhe, obecnie jeden z dyrektorów iCinema Centre for Interactive Cinema Research w Sydney. Golden Nica w tej kategorii przyznawana jest przez wszystkich wcześniejszych zdobywców nagrody ustanowionej na festiwalu w Linzu w roku 1987, kiedy powołany do życia został konkurs Prix Ars Electronica odbywający się w ramach festiwalu, który istnieje od roku 1979. W tym roku powołano specjalną komisję selekcyjną (znaleźli się w niej m.in. Erkki Huhtamo, Machiko Kusahara, Monica Narula), która zaproponowała kilkanaście nazwisk, spośród których 230 zdobywców Golden Nica wybrało twórcę klasycznych już dziś prac, takich jak The Legible City (1988), The Virtual Musem (1991), The Golden Calf (1994) czy conFIGURING the Cave (1997).
Przypomnijmy, że wrocławski festiwal wystartował w roku 1989, a zatem tylko dwa lata po premierze PAE i jest niewątpliwie jednym z najdłużej, nieprzerwanie działających festiwali nie tylko Europie. Zapewne nie może się równać z Ars Electronica, ale znając podobne imprezy z autopsji mogę z przekonaniem powiedzieć, że wpisuje się w listę ważnych tego typu przedsięwzięć, takich jak berlińskie transmediale, DEAF (Rotterdam), Sonic Acts (Amsterdam), STRP (Eindhoven), Artfutura (Barcelona), European Media Arts Festival (Osnabrück), onedotzero (Londyn), FutureEverything (Manchester).
Wspomniane okazałe katalogi (papierowe książki! – ciągle niezastąpiony nośnik wielokrotnie skazywany na śmierć w dobie powszechnej digitalizacji danych) są impulsem do hipermedialnej podróży po własnej pamięci sprzężonej z możliwością natychmiastowej weryfikacji informacji poprzez mobilne interfejsy przenoszące mnie do sieciowego panarchiwum, które działa jak zwielokrotniony Warburgowski Mnemosyne Atlas. Przy okazji dodajmy, że właśnie ukazała się w polskim tłumaczeniu znakomita praca Karla Sierka Fotografia, kino i komputer. Aby Warburg jako teoretyk mediów godna poleceniu każdemu czytelnikowi zainteresowanemu teorią mediów. Ten rodzaj visual clusters, zapoczątkowany przez Warburga, dziś także napędza moją pamięć o przeszłości przecież tak nieodległej, a jednak domagającej się uporządkowania, systematyzacji, kategoryzacji. Festiwale nowych mediów, w tym także WRO, są takim rodzajem porządkowania dynamicznie rozwijającej się sztuki nowych mediów, choć sama ta kategoria, w dobie proklamowanej przez wielu badaczy epoki postmediów, domaga się ponownego przemyślenia. Czas nadmiaru (Big Data) wymaga nieustannej redukcji i selekcji, tą rolę przyjmują organizatorzy festiwalu starając się każdorazowo kreślić swoistą mapę tego, co warto poznać, zobaczyć, przeżyć.
Tegoroczną edycję wrocławskiego festiwalu zapamiętam jako manifestację potencjału jaki drzemie wśród polskich artystów. Doliczyłem się około 90 polskich prezentacji, wśród których moją szczególną uwagę zwróciły prace takich artystów jak Natalia Balska, Jarosław Czarnecki (aka Elvin Flamingo), Lena Dobrowolska, Wojciech Gilewicz, Aleksander Janicki, Igor Krenz, Agata Kus, Gerard Lebik, Maciej Markowski, Przemek Olszewski (aka Osmo Nadir). To rzecz jasna bardzo subiektywny wybór świadczący jednak o dużej różnorodności form i mediów wykorzystywanych przez (często bardzo młodych) artystów. Instalacje wideo, prace bioartowskie, dzieła hybrydyczne, performanse muzyczne, sound art, video art, prace interaktywne, wielokanałowe instalacje wideo, interaktywne instalacje dźwiękowe… Warto też podkreślić, że w tym roku po raz pierwszy zorganizowano w ramach WRO konkurs na najlepszy dyplom zrealizowany w polskich uczelniach publicznych, w zakresie szeroko rozumianej sztuki mediów. Nagrody zdobyły (ex aequo) wspomniane już Natalia Balska i Agata Kus. To bardzo cenna inicjatywa, potwierdzająca jednocześnie, że sztuka (nowych) mediów stała się istotnym elementem kształcenia w polskich uczelniach artystycznych.
W zestawie prac artystów z różnych stron świata być może zabrakło nieco powszechnie rozpoznawalnych „gwiazd”, które mogłyby stać się rodzajem magnesu zwłaszcza dla polskiej publiczności, która nieczęsto ma okazję podziwiać twórców tej miary co Stelarc, Istvan Kantor czy Robert Cahen (obecnych we Wrocławiu w roku 2011) albo Steina i Woody Vasulkowie czy Mirosław Bałka (2013). Brakowało mi też takich realizacji, o których mógłbym powiedzieć już dziś, że w szczególny sposób zwróciły moją uwagę odkrywczością formalną, kwestiami konceptualnymi, siłą natychmiastowego oddziaływania. Nie znaczy to jednak, że nie doceniam wielu dzieł prezentowanych w Muzeum Narodowym, gmachu Biblioteki Uniwersyteckiej (który nota bene znakomicie sprawdził się jako przestrzeń wystawiennicza), Centrum Sztuki WRO, Renomie. Refleksy i po-widoki prac takich artystów jak Michael Candy, Thierry De Mey, Olga Kisseleva, Joachim Montessuis, Kaspar T. Toeplitz, Jacob Tonski, Patrick Tresset – zapewne zostaną w mojej pamięci na długo, choć pozostaje pewien rodzaj niedosytu. I to jest paradoks naszych czasów – bombardowani tysiącami rozmaitych wrażeń artystycznych – ciągle wypatrujemy prawdziwych arcydzieł, te jednak nie pojawiają się zbyt często.