Hybrydalna rzeczywistość. Pamiętnik z Ars Electronica 2005
Tekst był publikowany w „Opcjach” 2005, nr 4.
01.09. dzień pierwszy
Zaczynam od Digital Archives Conferences. Właściwie wszyscy obecnie najważniejsi w tej dziedzinie – Grau, Daniels, Depocas (Langlois Foundation), Frieling, Fleischmann (netzspannung.org), Gerard Dirmoser (idea The Memory Theater z semantycznym kołem zbierającym setki projektów artystycznych nowych mediów).Organizatorem jest nowo powstała instytucja Ludwig Boltzmann Insitute for Digital Culture and Media Science; to połączone siły Uniwersytetu w Linzu, Ars Electronica Center i Muzeum Lentos. A w nim otwarcie instalacji Waveform – znów pojawia się biały kwadrat na białym tle, tyle że tym razem z dźwiękiem i w medialnym wydaniu.
TANA-BANA, to inwazja Hindusów w Kunstuniverität, prezentacja małej szkoły artystycznej z Bandalore w południowych Indiach. Typowe wprawki studenckie, w porównaniu do zeszłorocznej prezentacji Japończyków, to jest raczej przedszkole. Ale to oni są bohaterami koncertu w centrum miasta pod hasłem Unstruck Sound, i przyznam, że w tłumie, także przypadkowych, widzów czuję, iż warto się w takie imprezy angażować, choć sam koncert był dosyć zgrzebny i muzycznie przeciętny. Takie trochę hindu-polo, ale ciekawe było wykorzystanie koncertu klasycznej muzyki hinduskiej, który prezentowany był na wielu monitorach, a wykonawcy prowadzili dialog z muzykami go wykonującymi, trochę zresztą ich parodiując.
W Kunstuniversität prezentowany był też projekt Interface Cultur realizowany w ostatnim czasie przez Sommerer i Mignonneau na Wydziale Sztuki Mediów; powstało osiem prac interaktywnych, koncertów muzyki elektronicznej, w tym także projekt do prezentacji w CAVE. Prace, choć być może niezbyt odkrywcze, to jednak w większości godne uwagi, ale pod skrzydłami takich opiekunów trudno, by mogło być inaczej.
Na koniec dnia znów coś zaskakującego, zwłaszcza jeśli chodzi o miejsce prezentacji – oto salą koncertową stała się przestrzeń fabryczna, a właściwie „sklepowa” Austriackich Kolei Federalnych, gdzie w oparach dziwnych, przemysłowych zapachów i dymów wystąpiło kilka składów, oczywiście z towarzyszeniem wizualizacji. Potem jeszcze tylko wizyta w Stadtwerkstatt (tu dosyć nietypowo, bo nic muzycznego na żywo się nie działo) i spacer przez most (Nibelungenbrücke) nad Dunajem, kolejny raz spojrzenie na niesamowite stwory zaprojektowane przez Theo Jansena, rezydujące na głównym placu miasta, na specjalnie dla nich stworzonej plaży. Są cudne i poruszają się w niesamowity sposób.
02.09, dzień drugi
W electroloby Kitchen spotkanie z Danielem Lee, artystą, którego fotomontaż z cyklu Origins został wykorzystany jako symbol tegorocznego festiwalu. Wszak jego hasłem jest Hybrid –Living in Paradox. Trzeba będzie dokładnie obejrzeć jego projekty w sieci; w trakcie nudnej nieprawdopodobnie i bez pomysłu zorganizowanej Gali cały czas w tle prezentowana była animacja przedstawiająca proces przekształceń, kolejnych faz powstawania jego niesamowitych „zwierzoczłekoupiorów”, choć właściwie hybrydalne stwory nie robią upiornego wrażenia. Po raz pierwszy wybrałem się do O.K. Centrum für Gegenwartskunst na rekonesans prac nagrodzonych, by wiedzieć, czym zainteresować się poważniej. Kompletnie nie czuję projektu nagrodzonego Golden Nica w kategorii sztuki interaktywnej Milk… Ale jest kilka bardzo ciekawych instalacji, na które jeszcze przyjdzie czas, by obejrzeć je dokładniej.
W trakcie Gali, i tuż po, koncert turecko-kanadyjskiego bandu zatytułowany Gezgin. Mercan Dede – Secret Tribe jest przedstawicielem artystycznej sceny Istambułu łączącym digitalne instrumenty i brzmienia z tradycyjną muzyką Bliskiego Wschodu. W trakcie koncertu kobieta-derwiszka (to też zapewne hybryda) wiruje w ekstatycznym tańcu. W trakcie Gali wystąpił też Toshio Iwai prezentując skonstruowany przez siebie instrument nazwany przez niego tenori-on, którym miałem już okazję się pobawić w Ars Electronica Centrum – bardzo ciekawa koncepcja stworzenia instrumentu dla każdego, kto wcale nie musi być muzykiem, by tworzyć muzykę. Na Gali w dwóch odsłonach zaprezentował swój performance Zachary Lieberman – malując piórkiem i tuszem proste znaki graficzne, po chwili usuwał je z kartki papieru lub przekształcał tak, jak gdyby były one wirtualnymi bytami; oczywiście pojawia się skojarzenie z Beyond Pages, ale tutaj chodzi jednak o coś innego. A Gala zaczęła się obiecująco od granego na cztery ręce przez Dennisa Russella Daviesa i Maki Namekawę utworu Philipa Glassa…
03.09, dzień trzeci
Dziś zaczynam od Architekturforum Oberösterreich, w którym znajduje się część projektów z cyklu Hybrid Creatures. Tutaj na kilku monitorach, między innymi, pokazywane są archiwalne materiały z poprzednich festiwali, które wpasowują się w podstawowe hasło festiwalu i tej prezentacji (jest oczywiście zapis performance’u Stelarca). Zabawna instalacja Pussy Weevil polegająca na tym, że na małym monitorze prezentowana jest postać reagująca na pozycję obserwatora przed monitorem. Kiedy się do niego zbliżam, to figurka jakby się wycofywała, obawiała się mojej bliskości. Ciekawe są także digitalne wizerunki piękności (The Ideal Beauty) i projekt zatytułowany The Ladder Johna Gerarda.
Jestem po raz pierwszy w Landesgalerie Linz, po to by zobaczyć tylko jedną instalację derelictedATMOSPHERES Barbary Siegel. Panorama (360 stopni) stworzona przy pomocy ośmiu rzutników i mały, czarny kotek, który pojawia się co jakiś czas i porusza, chociaż większość obrazów jest jednak fotografiami, ale co i raz jakieś zaskoczenie. Bo oto w kominku pojawia się ogień, w parku wzlatują ptaki, a wszystko to w dźwiękowym pejzażu otaczającym mnie, tak jak otacza mnie panorama. Immersja w przeszłość francuskich pejzaży i miejsc, jakaś nostalgia… (za „starymi” mediami, takimi jak panorama jako medium, ale i dawnymi czasami).
A przy okazji niespodzianka – oto dowiaduję się, że w tym muzeum są bogate zbiory prac Alfreda Kubina, którego onegdaj Po tamtej stronie zrobiło na mnie kolosalne wrażenie. Co prawda było to w okresie młodzieńczej fascynacji surrealnymi pismami, ale sentyment pozostał. Tutaj pokazywane są jego późne grafiki z początku lat 50-tych (zmarł w 1959), chociaż prac zgromadzonych w muzeum jest znacznie, znacznie więcej. A trzeba dodać, że jego prace zdobywały nagrody właśnie w tym czasie na weneckim biennale (1952) czy biennale w Sao Paulo (1955) Bardzo ciekawe pendant nowomedialnej inwazji, której jestem nieustannie poddawany.
Klangwolke, czyli coś dla mieszkańców Linzu i nie tylko. Jeszcze samolotów tu nie widziałem, a w tym roku w alternatywnej wizji historii Austrii, piękna maszyna (nawet dwie) fruwały nad głowami w blasku potężnych reflektorów, i po ostatnich katastrofach lotniczych pomyślałem sobie, że te 100 tysięcy, a może więcej ludzi na nadbrzeżach Dunaju jest świetnym celem dla pikującego samolotu. A historia jest dosyć prosta: co mogło się zdarzyć, gdyby Rosjanie skutecznie i na długi czas opanowali Austriaków, tak jak Polaków, Węgrów, Czechów, Słowaków itd. Jak zwykle rozmach inscenizacyjny jest najważniejszy, więc muzyka właściwie jest tłem dla pływających barek po Dunaju, olbrzymich ekranów, fruwających w powietrzu na dźwigach samochodów i pojazdów wojskowych, także jeżdżących przed publicznością. Zaangażowano olbrzymią technologię, choć muzyka tym razem była wyłącznie z taśmy.
DRIFT – to intrygujące wydarzenie w Posthofie, performance bez wykonawców, bo z taśm (dźwiękowo-wizualnych) odtworzony. Ulf Langhenrich przedstawia też instalację dźwiękową w Muzeum Lentos, a jutro będę na spotkaniu z nim, a właściwie jego wykładzie, czy też artistic statemant, z którego, niestety, niewiele wynika.
04.09, dzień czwarty
Zaczynam dzisiejszy dzień od serii spotkań z artystami. Na forum poświęconym muzyce digitalnej niestety nie pojawia się zapowiadany Pan Sonic, więc na placu boju pozostaje John Oswald i Maryanne Amacher, która strasznie nudzi opowiadając o swoim projekcie, za który otrzymała Golden Nica (TEO! A Sonic Sculpture). Ale wszystko to zostanie wynagrodzone w trakcie jej nocnego koncertu w kilkugodzinnym bloku Listening Between the Lines. Wystąpi jako ostatnia i powali niezbyt już licznie zgromadzoną publiczność hipnotycznym setem, który momentami dawał poczucie kompletnego odlotu, a dźwięk stereo (a właściwie przestrzenny) wewnątrz mojej głowy są czymś absolutnie niezwykłym. To nawet nie jest stereo, ale niezwykłe efekty, które już wiele lat temu Maryanne nazwała „The Third Ear”, polegające na wytwarzaniu takich dźwięków dobiegających z kwadrofonicznie zainstalowanych głośników, które przechodzą przez głowę słuchacza. Dlatego nie nagrywa prawie wcale płyt, bo takiego efektu właściwie nie da się osiągnąć w warunkach domowe odsłuchu. Łatwo to sprawdzić słuchając płyty Sound Characters (Making the Third Ear), chyba jedynej autorskiej kompilacji jej nagrań wydanej przez Tzadik Zorna. Właściwie szamański spektakl, jeden z najmocniejszych punktów dotychczasowych wydarzeń festiwalowych. Spotykam ją, bardzo już leciwą damę, w Stadtwerkstatt chyba gdzieś około trzeciej w nocy i kolejny raz gratuluję nieprawdopodobnego koncertu. Ona sama jest też bardzo zadowolona i wyraźnie wzruszona. Szalona, cudowna kobieta. Ale na nagraniach jej nie zależy, dokładnie wie, że one w żaden sposób nie oddają jej sonicznych projektów tworzących naturalne przestrzenie immersyjne. To prawdziwy trójwymiarowy świat dźwiękowy. John Oswald jest za to bardzo konkretny, przedstawiając swoje muzyczne projekty, ale nie robi takiego wrażenia, jak jego zwariowane plądrofoniczne eksperymenty.
Kolejne forum poświęcone jest animacji i efektom specjalnym. Tomek Bagiński, pierwszy polski zdobywca Golden Nica za Fallen Art, opowiada o realizacji filmu, robi to zabawnie i jest świetnie przyjęty. Po prezentacji pytam go o projekt filmu długometrażowego, o którym wspominał na Gali, ale okazuje się, że to jednak odległa sprawa. Na razie Platige Image ogłosiło konkurs na scenariusz, a on sam przygotowuje kolejny „mały” projekt. Film dostał już z dziesięć nagród na różnych festiwalach, jak mówi sam Bagiński wysłany został na około sto imprez i zapewne to nie koniec jego festiwalowego żywota. Przy okazji dowiaduję się o jego pierwszym filmie z 1997 roku zatytułowanym Rain. Tomek żartuje, że tylko u Chińczyków można go dostać, bo ci piracą po prostu wszystko. On sam mówi, że mało prawdopodobne jest, by kiedyś ukazał się oficjalnie, wykorzystał w nim bowiem muzykę Erika Serra, kupienie teraz praw do jej wykorzystania kosztowało by masę pieniędzy zapewne, więc nic z tego chyba nie będzie.
Listening… rozpoczyna się w Muzeum Lentos, ale ja słucham Line I na zewnątrz oglądając na monitorach to, co dzieje się w środku. Ostatni kawałek Tempest Ericha Bergera słucham już w Donauparku, którym zmierzam w stronę Brucknerhausu, gdzie będą miały miejsce kolejne odsłony wieczoru poświęconego historii muzyki elektro-akustycznej; będą tu utwory Cage’a, Bouleza, Oswalda, Ligetiego i Low Symphony II. ‘Some Are’ Glassa. I znów mnie dopada Glass, którego w ostatnim czasie słucham na okrągło. Ale chyba największe wrażenie (poza koncertem Amacher) robi niesamowity Jaap Blonk. Jego performace (wizualizacje Golana Levina) to adaptacja Ursonate Kurta Schwittersa; po koncercie artysta zamienia się w sprzedawcę i dostarczyciela autografów na płytach, które sprzedaje, sam wchodzę w posiadanie kilku i oczywiście też mam jedną z podpisem artysty, chociaż wcale o to nie proszę.
Pan Sonic z Spring String Quartet – to jest mocna rzecz. Oczywiście jeden z członków duetu (nie wiem czy to jest Vaino) jest mocno pijany (zobaczę go następnego dnia w knajpie, gdzie rozmawia z Nautem Humonem i jest całkowicie trzeźwy, co zrobi na mnie piorunujące wrażenie). Nie ma to większego znaczenia, bo Finowie są po prostu niesamowici. Dają potężną dawkę, mówiąc najprościej, noisu, który wbija w fotele i powoduje, że organizm, ciało, umysł poddawane są trudnej próbie przetrwania w ekstremalnych warunkach.
05.09, dzień piąty
Wracam po raz kolejny do Ars Electronica Center, by spokojnie zanurzyć się w CAVE. „Oglądam”, a właściwie jestem wewnątrz projektów powstałych w ramach „szkoły” Sommerer i Mignonneau, chodzi o wspominane już Interface Culture. Chyba jednak „tradycyjna” panorama prezentowana w Landmuseum (praca Siegel) robi większe wrażenie, chociaż oczywiście każdorazowe przebywanie w jaskini jest przeżyciem niepowtarzalnym. Ale zaraz potem na górnych piętrach Centrum przypominam sobie kilka realizacji, które stanowią stałą, by tak rzec, ekspozycję Museum of the Future, po raz kolejny zaciekawiają mnie roboty, z których najsympatyczniejszy jest oczywiście piesek AIBO; trochę się z nim bawię, trochę on ze mną, macha swoim sztucznym ogonkiem, kiwa główką, nawet jakby chciał mnie polizać, ale języka to on nie ma. Obok niego dosyć odpychający Nuvo – humanoid reagujący na pilota, a nie jak AIBO na dotyk i bliskość człowieka, w tle groźny Cyclop, ale chyba nie działający, bo jakoś nic się nie dzieje, kiedy się zbliżam bądź oddalam.
Za to obok po raz kolejny mam kłopoty z przewracaniem stron The Virtual Book – chociaż przecież wiem jak to działa, to nie jest to jednak takie proste, by lekkim ruchem dłoni w powietrzu przerzucić kolejną kartkę księgi na monitorze zawieszonym na ścianie. Prosty system trackingowy jest być może zbyt prosty, albo nie do końca posłuszny czytelnikowi-użytkownikowi.
Zatrzymuje się też na chwilę przy projektach młodych i bardzo młodych artystów nagrodzonych w kategorii u19 – freestyle computing – konkursie prac artystów, którzy nie przekroczyli 19 roku życia. Słucham trochę prostej muzyki, oglądam projekt Markusa Suchera, zdobywcy Golden Nica w tej kategorii.
McLuhan Still Dead? 25 Years Later, to tytuł niespotykanego w takich okolicznościach dotychczas wykładu jednej z największych „gwiazd” nie tylko festiwalu, ale kogoś, kto nie tylko jest formalnym następcą kanadyjskiego proroka elektronicznego zbawienia (kieruje wszak The Marshall McLuhan Program na uniwersytecie w Toronto). Derricka de Kerckhove’a można spotkać wszędzie, można z nim porozmawiać, on sam nie stwarza żadnego dystansu, ale niestety pozostaje nieodparte wrażenie, że nie ma za wiele ciekawego do powiedzenia. Wychodzę w trakcie specyficznego antraktu w postaci materiałów archiwalnych z różnych programów telewizyjnych, w których pojawiał się McLuhan. Sam zresztą całkiem niedawno zastanawiałem się w krótkim eseju, co dzisiaj pozostało z dorobku teoretycznego McLuhana aktualne, więc mam swoje pomysły, dlaczego wokół jego postaci jest trochę zamieszania – z jednej strony bezgraniczne uwielbienie jednych, z drugiej zaś lekceważące pomijanie przez innych.
Na 19.00 co prawda nie byłem zapisany na performance (czy też akcję) Michelle Teran, ale udaje mi się zostać jednym z członków „zespołu”, który przez ponad godzinę maszeruje po Linzu po to, by uświadomić sobie jak opanowały nas systemy monitorujące przestrzeń publiczną, ale też z jaką łatwością można przechwycić obraz rejestrowany przez kamery nieustannie podglądające użytkowników miejskiej przestrzeni. Teran prezentowała też ten projekt na tegorocznym transmediale w Berlinie, ale wtedy nie miałem okazji uczestniczyć bezpośrednio w akcji, teraz sam staję się bohaterem zapisu, który jutro będzie prezentowany jako część stacjonarnej instalacji w O.K. Zresztą w trakcie samej akcji także staję się obiektem podglądanym, staję przed jedną z kamer umieszczoną przed drzwiami normalnej kamienicy na głównej ulicy Linzu, a mój obraz przechwycony przez proste w sumie urządzenia „odbiorcze” artystki (ręcznie wykonany skaner z anteną 2.4 GHz) można oglądać na monitorach leżących na ciągniętym przez nią wózku.
W Ars Electronica Center ponownie, bowiem prezentują się składy VJ-sko/DJ-skie, chociaż jest to pewne uproszczenie. Tutaj pojawia się między innymi koncertowa wersja projektu prezentowanego w Interface Cultur, ale choć jestem nieustannie i niezmiennie zainteresowany wszelkimi projektami muzycznymi, ten nie wzbudza mojej uwagi, tym bardziej że Sky Media Loft, czyli knajpka Ars Electronica Center na ostatnim piętrze, jest mocno zatłoczony, tak że dosyć trudno w tych warunkach oglądać wizualizacje, a już na pewno tych, którzy je produkują.
To już prawie wszystko, prawie, bo oczywiście życie przenosi się do pobliskiego Stadtwerkstattu, jak zwykle tutaj można spotkać różne postaci; obok bryluje niezmordowany de Kerckhove, w środku lecą jakieś muzyczno-taneczne projekty z obrazkami, ale generalnie to już jest czas na rozmowy, wymianę opinii, rytualne „kiedyś było ciekawiej”, albo i „nieźle jest w tym roku”.
06.09, dzień szósty
O. K. Centrum raz jeszcze – trzeba obejrzeć najciekawsze prace ponownie, przy niektórych zatrzymać się na dłużej. Dostaję mejla od Wolfganga A. Bednarzka, szefa biura prasowego, z którym zamieniłem raptem kilka słów pierwszego dnia: 33 tysiące widzów odwiedziło festiwal, 90 tysięcy oglądało Klangwolke, 453 uczestników (artyści, naukowcy, teoretycy) z 26 krajów, 532 dziennikarzy z 35 krajów. I w tym wszystkim ja, już czekający na kolejną edycję, za rok.
Ars Electronica. Festival for Art, Technology & Science. Linz – Austria, 1-6 wrzesień 2005.